20120622

KURORTNYJE DZIEN CZWARTY

Po przebudzeniu się, z przykrością stwierdzamy zmianę pogody. Niebo jest zasnute ciężkimi, brzuchatymi, sino-ołowianymi chmurami. No to koniec byczenia się, postanawiamy dziś zwiedzić Adżymuszkańskie Kamieniołomy i Kurhan Carski w Kerczu.
Wsiadamy do marszrutki do Kercza w samą porę- deszcz wali niemiłosiernie po szybach, niemożnością jest zobaczenie czegokolwiek na zewnątrz. Nasz marszrutkowy sąsiad zagaduje pytając skąd jesteśmy i jak nam się na Krymie podoba.. Słysząc hymny pochwalne uśmiecha się szeroko i podając Janowi jedną rękę, drugą serdecznie poklepuje go po plecach dodając :”My friend”. Zaczyna się małe przesłuchanko z wakacji. Za każdą pozytywną opinię o Krymie, Jan zostaje nagrodzony uściskiem dłoni i określeniem „my friend”. Nie wiadomo dlaczego, mnie to wyróżnienie omija a przecież mi też Krym się podoba! Marszrutka podskakuje na wybojach, nowy przyjaciel mojego męża krzyczy w stron kierowcy:”Jak jedziesz ofiaro, wieziesz tu mojego przyjaciela i jego żonę, uważaj patałachu!” Kulę się ze śmiechu, ale i z obawy, czy nie będzie awantury i w efekcie nie zostaniemy wywaleni z pojazdu pośrodku pustkowia. Kierowca reaguje tylko uśmiechem i wzruszeniem ramion - albo jest przyzwyczajony do takich uwag, albo pobłażliwy dla stanu naszego „opiekuna”, bo po zapachu już czuć, iż sąsiad ranek rozpoczął… godnie…
W pewnym momencie deszcz ustał i przez okno widać dzielnicę tatarską. Sąsiad krzywi sie: ”Tatarzy to nieroby i pijacy”. Pienię się w duchu, zimno odpowiadam iż, moim zdaniem Tatrzy to bardzo godny szacunku, ciężko pracujący naród. Potakuje mi żona sąsiada, ten tylko macha ręką gestem „z babą nie wygrasz”. Za chwilę nachyla się do mojego ucha i zmieniając temat, szepce :”Twój mąż to porządny czlowiek”, po czym znów ściska Janową prawicę. „Skąd on wie czy jestem porządny, przecież mnie nie zna”- dziwi sie Jan. „No jak to skąd’’- odpowiadam -”toż to Twój friend !”
Nasz sąsiad wysiada wraz z rodziną na przedmieściach. Przy wysiadaniu objawia kolejny dowód troski o nas- koniecznie domaga się zapewnienia od kierowcy, iz ten bezpiecznie dowiezie na dworzec „ przyjaciela i jego żonę”. Jedno zapewnienie okazuje się być niewystarczającym - sąsiad, facet nie ułomek, wpił się jedną ręką w poręcz i dyskutuje z kierowcą nie zważając, że syn, żona, córka ( iście jak w tej bajce o rzepce) trzymając drugą rękę usiłują go wyciągnąć z marszrutki.. Scena naprawdę do sfilmowania, niestety koło nas siedzi jeszcze synowa Frienda, mogłoby być jej przykro.
Zgodnie z obietnicą, na dworzec dojeżdżamy cało i tu przesiadamy się do marszrutki nr 4, którą dojezdżamy do końcowego przystanku. Na szczęście jest sucho choć chłodno.



W kasie wykupujemy bilety- następna grupa wycieczkowa wyrusza do podziemi dopiero za dwie godziny zatem kierujemy się w strone widocznego w dali kurhanu.


Przewodnik po kamieniołomach spóźnia się dobry kwadrans. Gdy wreszcie nadchodzi, omiata grupę niechętnym wzrokiem, wybiórczo wręcza co młodszym i ładniejszym dziewczętom latarki (co za sokoli wzrok!), ostrzega przed odłączaniem się od grupy. Na chwilę czuję do niego sympatię (z czystej próżności), gdyż podaje latarkę w moje ręce, zamiast podać ją stojącej obok mnie uroczej, młodej Rosjance ( a wiec wzrok niezupełnie sokoli!) . Jednak szybko traci tę sympatię i nie odzyskuje do końca trasy. Traktuje swą pracę jako zło konieczne a turystów jako niegodnych oprowadzania- swoje komentarze przy zwiedzanych salach kieruje do własnego, pokaźnego brzucha. Już pomijając poziom mojej znajomość rosyjskiego- widzę, że pozostali turyści też rozumieją piąte przez dziesiąte. Trudno, trzeba będzie poczytać na ten temat dopiero w domu.(ani w kasie muzeum ani w kerczeńskich księgarniach nie znalazłam lektury dotyczącej Adżymuszkańkich Kamieniołomów). Mimo zakazu fotografowania, każdy „cyka” ile dusza zapragnie. Wyłamuję sie jako ostatnia i nieśmiało robię kilka zdjęć.


Na zewnątrz korzystamy z toalety i choć nie jesteśmy "delikutaśni",  to w tym przybytku odór naprawdę prawie paraliżuje. Zastanawiam się, czy dziewczyna pracująca w klozecie, jest w stanie po powrocie do domu zmyć z siebie ten smród. Sprawia wrażenie jakby wręcz zapaszku nie czuła. I nie tylko to zastanawia mnie. Wiem, jakie jest bezrobocie na Ukrainie, i  że trzeba być tam szczęśliwym mając jakakolwiek pracę, i że żadna praca nie hańbi, i że "pieniadze nie śmierdzą"...Ale na jej miejscu siedziałabym na zewnątrz, popłakując nad swoim losem, wznosząc ręce ku niebu z rozpaczliwym pytaniem: „dlaczego ja???!!!.....”
 a tu dziewczę uśmiechnięte, słodkie- skąd czerpie taką pogodę ducha?
Wracamy do domu, umawialiśy się poprzedniego dnia z naszymi gospodarzami na małą wódeczkę z okazji narodzin ich wnuka. Na miejscu, widzimy w stołówce sporą grupę imprezowiczów- niespodziewanie przyjechala do Iriny i Siergieja rodzina.Wycofujemy się na naszą kwaterę. Mała wódeczka w czwórkę zamienia się w sporą wódeczkę we dwójkę. Też piknie!- zagrzebani pod kocami, z dobrą zakąską na stole i dobrym driniem w łapkach. Z sąsiedniego domu dobiega muzyka, takie ruskie disco-polo, niekoniecznie nasz gust, więc umawiamy się, że taka muzyka dodaje nastroju, pasuje do miejsca, jest „klimatyczna”. Siedzimy do późna, oglądamy na przeglądarce nakręcony film, po raz kolejny omawiamy wrażenia,  a z godziny na godzinę coraz bardziej podoba nam się muzyka.W efekcie, następnego dnia budzimy się o porze naprawdę super wakacyjnej.





Geen opmerkingen:

Een reactie posten