20170619

PIERWSZY DZIEŃ W TRUSKAWCU

 Rankiem musimy się zameldować u pani dyrektor, pełniącej zarazem obowiązki ordynatora kliniki przy pensjonacie.  Krótki wywiad lekarski, mierzenie ciśnienia, badanie pulsu. Ceny zabiegów, które oferuje klinika są wręcz śmiesznie niskie, ale, że specjalnie nic nam nie dolega, decydujemy się tylko na godzinny masaż całego ciała.

 Popołudnie spędzamy zwiedzając uroczy Truskawiec, 



















a wieczorem spotykam się z polską sąsiadką z Rozenburga, która tak jak ja wyszła za mąż za Holendra. Koleżanka i jej mąż przyjechali tu dla polepszenia stanu zdrowia i spędzą w Truskawcu całe trzy tygodnie, głównie wypełnione zabiegami. 

Na głównym deptaku miasteczka mamy wrażenie, że spacerujemy w polskim mieście. Zewsząd słychać ojczystą mowę, nawet Ukraińcy zwracają się do mnie po polsku, ale od razu rozpoznają, iż Jan Polakiem nie jest. "Italianiec?" pytają mnie, mrugając poufnie oczami. Pytanie to zdumiewało mnie już i w Rosji i na Krymie, moim zdaniem Jan ma typową germańską urodę.

Wieczór spędzamy w kawiarence na deptaku.



 Jesteśmy w wyśmienitych humorach, bo i dzień taki udany, i lokal elegancki, ceny "śliczniuchne",  kelnerki przemiłe, cudnie grają chłopaki z tutejszej kapeli.

 Niestety szybko następuje zmiana nastroju. Naszymi sąsiadami jest grupa Polaków...i nagle rozumiem niechęć niektórych, zaznaczam -tylko niektórych ! Ukraińców do moich krajan.  Co za buta, ba! wręcz bezczelność ze strony polskich gości, jaka arogancja w stosunku do ukraińskiej obsługi i miejscowych muzyków. 

Jestem tak zniesmaczona, że po dwóch drinkach płacimy rachunek i wstajemy od stołu. Podnoszę się z krzesełka, gdy nagle mignęło, zawiało - jedna  z pań siedzących obok , wogóle nie patrząc na mnie, porywa z blatu popielniczkę. 

"Co pani wyprawia!?" fukam oburzona "O mało mi pani nosa nie rozwaliła tą popielniczką!" 

Babka rozumiejąc, iż ma do czynienia z rodaczką robi się malutka, maluchna, pokornie przeprasza: "Myślałam, że państwo wychodzą...". 

"Domyślała się pani, ale nie była pewna " odpowiadam zimno "trzeba było grzecznie zapytać". 

"No tak, bardzo, ale to bardzo przepraszam"  pani jak skarcony uczniak przestępuje z nogi na nogę z franciszkańską pokorą. 

Kocham wszystkich ludzi oprócz tej ( tak jak ona) grupy "drabinowców", którzy, sami tak niepewni siebie, na wyimaginowanych wyższych szczeblach ustawiają tych, którym kłaniać się

"można !

-powinno się !!

-koniecznie trzeba !!!" 

 a na niższych wszystkich tych "odmieńców" różniących się  obywatelstwem, kolorem skóry, wyznaniem, orientacją seksualną itp., itd. Nieważne o co chodzi, bo dla nich synonim słowa "inny" to "gorszy".

 Na balkonie pensjonatu jeszcze jeden drinio ( niestety tylko jeden i to tylko dla uspokojenia, bo rano jedziemy na wycieczkę).


Geen opmerkingen:

Een reactie posten