Rano...ach! po prostu tragedia, bo dla 30-stu gości udostępnione są tylko dwie ubikacje i dwie łazienki. Oszczędzę szczegółów, w każdym razie doświadczenie jest na tyle przykre, iż święcie obiecujemy sobie, że po raz ostatni rezerwujemy pokój bez prywatnej łazienki.
Pod Złotą Bramą zasiadamy przy stoliku na pobliskim tarasie. Zamówione przez mnie kiełbaski wyglądają apetycznie, lecz są niesmaczne, takie bez soli, bez doli...
Jan, widząc moje łakome spojrzenia rzucane w kierunku jego schaboszczaka, pociesza: " Nie zazdrość - suchy jak podeszwa".
Jako tako zapchani obieramy kurs na Majdan, czyli Plac Niepodległości.
Następnie oglądamy Monaster św. Michała Archanioła, zburzony za sowieckich czasów, a odbudowany po odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości.
Gdy wrzucam do "kapeusza" kilka banktnotów i obsypuję pianistę komplementami, młody człowiek reaguje niegrzecznym burknięciem, czym "zyskuje" niechęć mojego męża i to in secula seculorum.
Mnie to nie rusza, jest tu tak ślicznie, słonecznie, muzyka przenika każdą tkankę, rozkosznie przelewa się w żyłach, za chwilę pójdziemy na smaczny obiad, nie jesteśmy jeszcze nawet w połowie podróży...ech, życie jest piękne! Poza tym chyba każdy ma czasem swój zły dzień, a artystom trzeba więcej wybaczyć...
I nagle wszystkie kolory gasną... przechodzimy obok tablicy upamiętniającej ofiary wojny w Donbasie.
Niektórzy przechodnie zatrzymują się, a niektórzy nawet przyspieszają kroku, ale rękawem ocierają łzy... .Rozumiem to, bo z własnego doświadczenia znam to skrępowanie, to jakby wręcz poczucie winy, że to ktoś inny...
Aby przełknąć ogromną kluchę w gardle, jak zawsze przy takich miejscach pamięci, staram się przeczytać każde nazwisko, obejrzeć każde zdjęcie, jakbym w jakiś magiczny sposób potrafiła ocalić poległych od zapomnienia. W Petersburgu, na Kamieniu Sołowieckim ku czci ofiar Gułagu jest umieszczony fragment wiersza Anny Achmatowej:
"..."Chciałabym Was wszystkich po imieniu nazwać...." .
Ja też.
W milczeniu, nad brzeg Dniepru dojeżdżamy funikularem, czyli linowo-terenową kolejką łączącą historyczny Stary Kijów z najstarszym podgrodziem miasta - Padołem.
Mija nas kolejna para młoda
"Zostaw!".
Mnie jednak zżera babska ciekawość więc zagaduję chłopaków:
"Chłopaki, zjechaliście się tu z całego świata! Zorganizowaliście w Kijowie jakąś konferencję?
Szefo rozwalony na krzesełku obrzuca mnie spojrzeniem typu szaraku-jak-śmiesz, po czym dodaje przeciągle wymawiając:
"Kon-fe-ren-cje...? no cóż, można to tak nazwać..."
Kolesie jego parskają śmiechem, ale jeden z nich dodaje całkiem uprzejmie:
"To taki spontaniczny zlot".
Spontaniczny zlot? akurat! Więcej się jednak nie dowiem.
Ostatni rzut oka na Dniepr i wracamy do centrum.
Podziwiamy cudne przedrewolucyjne budynki,
i dużo mniej "cudne" porewolucyjne dziwadła
Geen opmerkingen:
Een reactie posten